niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział 1


Ledwo otworzyłam oczy... Strasznie rozespana wzięłam należące do mnie bagaże, westchnęłam i ruszyłam ku naszemu nowemu domowi. 
 Byłam w nim już raz, gdy tata przywiózł nasze nowo zakupione meble, jednak wtedy dom stał pusty. Tak, tata pomagał nam w przeprowadzce. Może i zachował się jak zwierzę zostawiając mamę i nas dla innej kobiety, ale widziałam, że się stara. Starał się pomóc nam odnaleźć się w tej ciężkiej dla nas sytuacji. To on zafundował nam ten dom. Stwierdził, że jest coś winny mamie po tylu latach małżeństwa, jednak moim zdaniem zwyczajnie dopadły go wyrzuty sumienia. Obecnie byli z mamą w relacjach przyjacielskich; zero kłótni, zero problemów. Oboje należeli do grona osób spokojnych, opanowanych i zrównoważonych. Pewnie między innymi ta cecha ich do siebie zbliżyła, ale myślę, że mogła też wpłynąć na ich rozstanie. W końcu istnieje powiedzenie, że >> przeciwieństwa się przyciągają << . Przeciwieństwem taty była Rachel.
 Tata co miesiąc miał łożyć na nasze utrzymanie niezłą sumkę dolarów. To było coś w rodzaju alimentów, ale nie było to ustalone wyrokiem sądu. Rozwód nadal trwał...


~ . ~


Weszłam do domu. Następnie powędrowałam schodami na górę prosto do mojego nowego pokoju. Zaczęłam rozpakowywać rzeczy i wkładać je do szafek. Sprawiało mi to przyjemność. Wiele osób nienawidzi rozpakowywać się lub pakować. Ja do nich nie należałam. Lubiłam to robić. Po skończeniu pracy, gdy wszystko stało lub leżało, tak jak chciałam - rzuciłam się na łóżko. I znów zaczęłam rozmyślać: Jak potoczy się dalej moje życie? Czy zdobędę nowych przyjaciół? Czy będe szczęśliwa? 
 Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi. 
 - Proszę. - mruknęłam. 
 Zza drzwi wyszła mama. 
 - Cześć kochanie. Rozpakowana? - spytała z uśmiechem.
 - Jasne. - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
 - Kaitlyn, słuchaj.... wiem, że to może być dla ciebie trudne. Ta cała przeprowadzka po piętnastu latach mieszkania w jednym miejscu, ale... - mama westchnęła. - ... przepraszam cię. Przepraszam cię za to, że przeze mnie musiałaś zostawić swoje koleżanki, kolegów. Wiem, jak bardzo byłaś związana z Nicole. Z resztą... nie tylko z nią. I chciałabym ci jeszcze po...
 - Nie mamo, to ty mnie posłuchaj. Nie chcę, żebyś miała przez to jakieś wyrzuty sumienia, więc wytłumaczę ci, żeby wszystko było jasne. Cieszę się, że się przeprowadziliśmy. W końcu zmiany są potrzebne. A mi się przydadzą. Zobacz na to z tej strony: Będe miała nową, czystą kartę i w stosunku do nauczycieli i znajomych. Meg też powinna się cieszyć: chociaż przez jeden szkolny dzień nie będzie postrzegana za wariatkę. 
 Obie z mamą natychmiast zaczęłyśmy się śmiać.
 - Kto nie będzie postrzegany za wariatkę? - do mojego pokoju weszła moja ukochana siostra, jedząca batonika. 
 Razem z mamą spojrzałyśmy na nią pytającym wzrokiem.
 - No co? Zgłodniałam. - wytłumaczyła się Meg, a na jej ustach zawitał przebiegły uśmiech. 

  ~ . ~


Trzy godziny później, cały dom miałyśmy już mniej więcej uporządkowane.
Była godzina dwudziesta, gdy postanowiłam, że wybiorę się na mały spacer; poznać okolicę.
Będąc na bokserce i krótkich szortach, wyszłam na dwór. Było gorąco. Co się dziwić - w końcu znajdowałam się w Los Angeles.
Kompletnie nie znałam okolicy; dlatego
też ruszyłam prosto przed siebie. 
Zmierzałam chodnikiem; cały czas prosto, jednak jedyny widok na jaki mogłam na razie spoglądać po obu stronach to domy jednorodzinne.
Chwilę póżniej zamiast mijać kolejne budynki, mijałam... drzewa. Następnie zaś skończył się chodnik i z trzech stron zostałam obrośnięta drzewami. Jedyną opcją było zawrócenie. Jednak nie dla mnie. Ślepa uliczka? Niemożliwe... Skręciłam w lewą stronę prosto w gąszcz lasu. 
Gdzieś musi być jakieś wyjście - zastanawiałam się przeciskając przez chaszcze. Jednak końca zarośli nie było widać. Powoli traciłam nadzieję na jakąkolwiek szansę zobaczenia czegokolwiek oprócz drzew. 
Po dłuższej już chwili nareszcie dotarłam do mojego niemanego celu. Co prawda drzewa wciąż mnie otaczały, jednak nie tak gęsto. 
Dopiero po chwili ujrzałam w pośród traw... ławki. Kilka ławek, które tworzyły krąg. Robiąc parę kroków, chciałam znaleźć się na środku tej "polany", jeśli możnaby to miejsce w ogóle tak nazwać.
Przy ostatnim kroku, poczułam, że na coś depnęłam. Zaczęłam odkrywać to butem. Był to krawężnik. Zaczęłam stąpać ostrożnie w jego okolicach. I znów krawężnik. I kolejny. Teraz już nie miałam wątpliwości - znajdowałam się w starym, zaniedbanym parku, w którym już od bardzo dawna nikt nie przebywał. A ten krawężnik to najprawdopodobniej pozostałości po klombie.
W następnej kolejności postanowiłam usiąść na jednej z ławek. Wybrałam tą najbliżej osadzoną obok drogi, którą przyszłam. Widać, że była stara; bardzo stara. Na moje oko była wykonana z mosiądzu (ze stali). Były widać na niej oznaki korozji. Możnaby dostrzec na niej również wyryte napisy. Nie czytałam ich. Bo po co? Rozejrzałam się. Pozostałe się od niej nie różniły.  
Przed tamtą chwilą właśnie zobaczyłam dopiero piękno tego miejsca. Drzewa zasłaniały polanę dając jej cień. Jednak zza krzaczarów prześwitywało słońce dając swoimi promieniami odrobinę światła. To wszystko nadawało temu miejscu magiczny wręcz wygląd. Byłam pod wielkim wrażeniem. Była to spokojna oaza, najwyraźniej przez wszystkich zapomniana, świetnie nadająca się do głębszych przemyśleń.Ciągle siedząc na ławce, zamknęłam oczy i zaczęłam rozkoszować się rześkim powietrzem. Już wiedziałam, że to właśnie jest moje miejsce na Ziemi. Wiedziałam, że to będzie takie moje małe królestwo, w którym nikt mnie łatwo nie znajdzie.
Poczułam na swoim ciele dreszcze i... wzdrygnęłam się. Wzdrygnęłam się? W taki upał? Co prawda w cieniu nie jest tak ciepło jak na słońcu, ale nie do tego stopnia, żeb było mi zimno. Zaraz, zaraz... A gdzie słońce? Gdzie słońce, które jeszcze przed chwilą przedzierało się przez gąszcz drzew?
Nie ma.... 
Uciekło...
Ale tak po prostu?
Zimno ogarniało mnie coraz bardziej. 
Nagle poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Tak, obserwuje. Nie widziałam tej osoby, ale czułam na sobie jej wzrok, który mnie przeszywał. 
Obejrzałam się ze wszystkich stron. Mój wzrok utkwił na czarnej istocie, która chowała się za drzewami...


 - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -


Cześć kochane! :*
Na samym początku chciałabym was strasznie przeprosić za to, że mnie tak długo nie było. Ponad dwa miesiące to dużo czasu! Teraz jednak postaram się dodawać rozdziały częściej, aczkolwiek nie będę dodawała ich mniej więcej regularnie tak, jak to robię na moim pierwszym blogu. Do internetu będę wstawiała je tylko wtedy, kiedy będę miała czas. Co wcale nie oznacza, że będę dodawała je rzadko. Wręcz przeciwnie: Będę starała się dodawać je, jak najczęściej mogę.
Druga sprawa to ilość komentarzy pod prologiem. Jest ich aż 57! Są w nich również posty o nowych rozdziałach, ale w to nie wnikam ;)) Bardzo, ale to baaardzo dziękuję za nie. One powiększyły trochę moje ego, ale co tam :D Mam nadzieję, że w tym rozdziale nie będzie ich mniej.
Trzecia sprawa jest na temat powiadamiania o nowych rozdziałach. Teraz poinformowałam wszystkich, którzy dodali komentarz do prologu (jeśli kogoś pominęłam, przepraszam) , jednak kiedy będziecie chciały, abym cały czas informowała was o nowych notkach, napiszcie w komentarzu. Ewentualnie możecie podać swój nr gg; jak wam wygodniej.
Czwarta sprawa: wasze blogi. Na niektóre pewnie nawet nie zdążyłam wejść, niektóre raz skomentowałam, a potem o nich zapomniałam. Przepraszam, ale brakowało mi czasu. Zawsze z chęcią komentuje na blogach, bo wiem, ile radości sprawia dla autora każdy komentarz ( przynajmniej ja tak mam). Dlatego proszę o odrobinę zrozumienia; za dużo mam blogów do komentowania i po prostu nie wyrabiam. Postaram się jednak być we wszystkich mniej więcej na bieżąco.
I piąta, ostatnia sprawa: zmieniam swoją nazwę na blogerze. Nie będę Julką, tylko Victorią. Na Julkę zdecydowałam się dlatego, że bohaterka na moim pierwszym blogu tak właśnie ma na imię. A Victoria - tak właśnie się nazywam. No, może pisownia trochę inna, ale to szczegół ;))
To chyba na razie tyle. 
Pozdrawiam :*